Jak bez krwi i flaków pokazać dramat człowieka

  26 października, 2012

O tym filmie zapewne napisano wszystko. Przeważają słowa uznania, a liczne nagrody, które zdobył potwierdzają jedynie, że jest to produkcja, która co najmniej zasługuje na uwagę. „Braveheart – waleczne serce” był do tej pory filmem dla mnie obojętnym. Kiedyś, dawno temu, gdzieś go obejrzałam, jakoś strawiłam i w sumie zapomniałam. Wielokrotnie powtarzany w telewizji, nie zachęcał mnie do ponownego obejrzenia.


0

O kolejnym zetknięciu się z filmem, zdecydował przypadek. Jakże cudowny przypadek! Zamiast oglądać obraz, ja go wręcz pochłaniałam. A w tym wszystkim zaskakujący jest fakt, że to opowieść hollywoodzka, pełna patetyzmu, umoralniania i walki o wolność. Mimo to obraz chwyta za serce, trzyma je mocno i długo po seansie nie chce puścić.

Nie chcę i nie będę rozpisywać się ani o fabule, ani o wielu innych standardowych aspektach filmu, gdyż z pewnością nie ma zbyt wielu osób, które nie miałyby styczności z „Walecznym sercem”. Zdecydowałam się na napisanie jedynie kilku punktów, które szczególnie zwróciły moją uwagę i sprawiły, że zakochałam się w filmie, a przez to stał się jedną z ulubionych pozycji.

Scena po przegranej bitwie

Uważam za jedną z najpiękniejszych i najbardziej wymownych scen, w których nie padają żadne słowa, a mimo to widza ogarnia taki sam zawód, taki sam smutek i gorycz jak samego Williama Wallace’a. Mel Gibson zagrał tu wyśmienicie, sprawiając, że dokładnie w tym momencie zapałałam do filmu miłością. Jedna scena, przez którą nie mogłam już później oderwać się od ekranu, i przez którą targały mną emocje już do samego końca.

Próbowałam znaleźć ową scenę, by pokazać, o który moment filmu dokładnie mi chodzi, ale najwidoczniej, jestem osamotniona w jej odbiorze 😉 Mowa o bitwie, a raczej jej końcu, kiedy szlachta odwróciła się od Wallace’a w chwili, kiedy miała zaatakować, a on sam, osamotniona bestia, podążył za odjeżdżającymi dowódcami angielskiej armii. Wtedy też Wallace’a próbował zatrzymać nie kto inny, jak król Szkocji, który ukrył swą twarz pod hełmem. Kiedy Wallace został zrzucony z konia, a Robert zdjął okrycie z głowy, nastąpił moment, o którym wspomniałam. Wymiana spojrzeń – z jednej strony uczucie głębokiego zawodu, z drugiej wstyd. Dla tej jednej chwili warto było czekać połowę filmu.

Scena finalna

Chyba każdy zgodzi się ze mną, że zakończenie filmu jest bardzo poruszające. Sprawia jednocześnie, że ciarki przechodzą po całym ciele. Oprócz jednak dramatyzmu sytuacji warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Kiedy wiele reżyserów wybiera drogę, dzięki której ukazują w pełni wszelką przemoc, tortury, przelewającą się krew, Mel Gibson zdecydował się na inne wyjście – moim zdaniem bardzo trafnie. Zamiast skupiać uwagę na wypruwanych flakach (co współcześnie wzbudzałoby za pewne śmiech), kamera pokazała jedynie twarz Wallace’a. I po raz kolejny Gibson pokazał swój kunszt jako aktor. Po raz kolejny oddał wszystko. Całe okrucieństwo odegrał samą mimiką, bez słów, bez przelewu krwi. Skupił na sobie uwagę widza i zagrał niezwykle naturalnie. Po tej scenie naszła mnie refleksja, że to prześciganie się w efektach, wymyślnych scenach, gdzie mordercy stosują fantazyjne metody przyprawiające o mdłości przeciętnego człowieka, tak naprawdę nie ma sensu, a cały dramat może rozegrać się bardzo kameralnie; kamera może skupić się jedynie na bohaterze, a nie całej rozpraszającej otoczce. I to nasuwa kolejną myśl – twórcy uciekają się do tanich chwytów, by ukryć niedostatki aktorów (?)

Muzyka i zdjęcia

Przepiękna, cudowna, idealnie skomponowana. Wdzierająca się do wnętrza i siejąca spustoszenie. Podobnie oddziałują obrazy. John Toll, który był odpowiedzialny za zdjęcia, stworzył niepowtarzalny klimat, przeniósł nas w czasie do średniowiecznej Anglii i Szkocji. Jego zdjęcia oddają epickość filmu i sprawiają, że nie da się zapomnieć mijanych gdzieś w tle krajobrazów. W tym roku zresztą ukaże się inna produkcja, kręcona z równie dużym rozmachem „Atlas chmur”. I czy tym razem uda mu się stworzyć świat, w którym widz, poczuje się dobrze?

A na co Wy szczególnie zwróciliście uwagę?

[mc4wp_form id="3412"]